Opuszki
palców mam poczerwieniałe, po wnętrzu dłoni biegnie niewielka blizna. Zacieram
ręce, kątem oka sprawdzając miejsca pakunków. Na dzisiaj wystarczy. Dzień
dobiega końca, a jedynym dźwiękiem od czasu do czasu przerywającym ciszę jest
skrzeczenie mew kłócących się o reszki pozostawione przez turystów, tudzież
szum morza. Ono nigdy nie śpi. Nawet jeśli fale zasypiały na jakiś czas, potem
głośno dobijały do brzegu, uciekając z powrotem w głębiny.
Zabawne.
Podobnie było z tą głupią miłością do niej.
Kochanie
było ciszą. Nie budziło się, nie zasypiało. Żyło milcząc, od czasu do czasu
dając znać o swoim istnieniu. Kochanie polegało na tym, że byłem. Byłem, setki
kilometrów dalej, nie dając znaku życia, a myślałem o niej bez przerwy. Męczyło
to ciało, męczyło umysł, ale byłem. I jak głupi łudziłem się, że u niej
wszystko w porządku. Mimo, że zostawiłem ją samą z całym światem na barkach i
nie potrafiłem nawet zadzwonić. Kiedyś byłem głupi. Kiedyś żywiłem do niej
urazę za nieuwagę i brak zauważenia faktu, iż byłem. Wyjechałem dotknięty jej
obojętnością, chociaż równie dobrze mógłbym wymigać się ciekawą ofertą pracy.
Wtedy wmawiałem sobie, że opuściłem dom, bo znalazłem atrakcyjniejsze
stanowisko na drugim końcu świata. Kłamałem. Miłość wsiadła ze mną do samolotu
i po dzień dzisiejszy ściśle trzymała się mojej duszy. Nie łudziłem się, że
puści.
-Wasza dwójka, ruszcie się! Jeszcze jedna dostawa.
Ona rzadko
spała. Myślała o ludziach, których kocha i którzy ją opuścili. Miłość spędzała
jej sen z powiek, a rano twierdziła, że nigdy się nie wysypia, bo za mocno
kocha.
Ona miała
dłonie popisane długopisem. Mówiła, że nigdy o niczym nie pamięta, to dlatego. Jej
skóra była skarbnicą numerów, adresów, przypomnień, fragmentów piosenek, które
akurat przyszły jej na myśl. Powiedziałem jej, że to głupie. Wtedy zapisała
moje imię na zewnętrznej stronie dłoni, a w nawiasie określiła mnie jako „najbrzydszego
mądralę na świecie”. Nie jestem taki brzydki, co toto nie. Po prostu dla niej
uroda była tylko papierową twarzą ludzi z okładek magazynów. Wciąż nie wiem,
jakie piękno rzeczywiście było dla niej wyjątkowe.
Ona
ubóstwiała Beatlesów. Znała wszystkie ich piosenki na pamięć. Często nie
odbierała telefonu, bo wsłuchiwała się w „Yesterday” ustawione na dzwonek. Ale
zawsze oddzwaniała. Ludzie tego nie rozumieli, ale ja tak.
Ona twierdziła,
że przechodzi na dietę, po czym zamawiała największą pizzę z możliwych i łkała,
jaka to jest gruba, obficie polewając sobie sosem rumiany trójkącik z
ociekającym serem.
Ona robiła
sobie dużo tatuaży. Znam każdy na pamięć. Potrafię narysować je z zamkniętymi
oczami, serio. Często tworzę ich kontury na piasku, przywołując w myślach jej
postać. Miała pięć tatuaży. Jeden za każdą osobę, którą kocha.
Pierwszym tatuażem był klucz przewiązany wstęgą kwiatów na
lewym ramieniu.
Drugim – dmuchawiec na prawym przedramieniu.
Trzecim – napis „Getting Better” na prawym nadgarstku.
Czwartym – klepsydra splątana cierniami z tyłu szyi.
Piąty to malutki aniołek pod prawym uchem.
Nie
rozmawiałem z nią o ich znaczeniach. Sam się domyśliłem. Ułożyłem w całość
mozaikę z paru jej wspomnień, zabłąkanych łez w kącikach oczu i tego cudownego uśmiechu przy Nim. Cholera, miała
piękny uśmiech. Ale jakoś to znosiłem. A przynajmniej próbowałem.
Ona
była kwintesencją mojego umysłu. Kawałkiem serca całkiem innym od pozostałych,
niepasującym kształtem, postrzępionym na brzegach, niezdarnie wklejonym w sam
środek. To ten ułamek bił najmocniej. Czułem to całym sobą. Z każdym uderzeniem
serca, jej oddech ponownie wędrował mi po policzkach. Da się przyzwyczaić. Z
czasem człowiek potrafi zrobić wszystko w rytm czyjegoś imienia. Budziłem się i
zasypiałem z jej twarzą pod powiekami. Kiedy myślę, że jest pod tym samym
niebem, zdaje się nie być tak daleko.
Wiele osób
uważało ją za cyniczną i wiecznie rozdrażnioną, ale do tej pory nie poznałem
człowieka o równie wielkim sercu. Jej historię znały tylko dwie osoby. On i ja.
Oczywiście byłem tym mniej ważnym powiernikiem, którego zdanie liczyło się
tylko w chwilach kryzysowych. Powinienem przestać. Już nie mam o kogo być
zazdrosny. Dziwne. Myślałem, że to przejdzie. A wciąż wyobrażam sobie ją w
ramionach kogoś innego, spowitą ciepłem czyichś oddechów. Jestem ciekawy, czy
kogoś znalazła. W sumie nie chcę wiedzieć. Ale gdyby była sama, to oznaczałoby,
że może wciąż czeka. Na mnie. Bo na Niego już nie ma jak i po co. Chyba, że
jego obraz utrwalił się w jej sercu i nie chce puścić. Wobec tego bardzo jej
współczuję. Wiem, jak to jest. Szkoda, że nie zakochała się we mnie. Mniej serc
do wyrzucenia.
Ostatnio
zacząłem pisać listy. Większość lądowała w koszu, a ja miałem straszne wyrzuty
sumienia. Marnowałem papier i własne uczucia. Czułem się wypruty z słów,
kompletnie pusty. Patrzyłem na kartkę błagalnie, jakby mogła stać się lustrem i
wszystkim, co skrywa wnętrze mojego odbicia. Ona by zrozumiała. Mam za sobą
milion wstępów i beznamiętnych wersów. I żałosne „kocham cię, wróć do mnie”
między słowami. Wróć… To ja uciekłem. Spróbowałem zbliżyć się do czegoś, co nie
jest moje i dostałem najgorszą z możliwych kar. Miłość to największy ciężar,
jaki los zrzucił na moje barki.
Jeśli kiedyś
ją spotkasz, powiedz jej, że przepraszam. Sam nie mam wystarczająco odwagi, by
to zrobić. Widzisz, odkładam telefon, zanim zdąży się odezwać. Jeśli miłość wam
się przejadła, to prawdopodobnie nigdy jej nie doświadczyliście. Tak więc,
proszę, zróbcie do dla mnie. Powiedzcie, że to nie jej wina. Że nigdy nie
zrobiła nic złego. Że On naprawdę rozumiał.
Jeżeli
zostaniecie z nią dłużej, dodajcie jeszcze, że umieram. Czuję się całkiem
dobrze, ale najważniejszy kawałek serca zasypia. Może traci wiarę, może to
znak, że powinienem się poddać. Ale przeszłość zawsze cię dopadnie. Jest bliżej
z każdym twym oddechem. Mnie już dawno złapała. Choruję na przeszłość.
Powiedzcie,
że kocham równie mocno, jak ona Jego.
I przytulcie
ją. Żeby do końca się nie rozpadła.
Proszę.
Boję się.
Tak bardzo chciałbym
odfrunąć stąd…
Chciałam uciec bez notki pożegnalnej, ale chyba powinnam coś wyjaśnić. Nie było tu nic od stycznia. Ja wiem, wstyd, hańba i porażka życiowa. Nie umiałam zebrać się w sobie i dokończyć tego jednego rozdziału. Jeśli ktoś lubi czytać "Odfrunąć..." *niezręczna cisza na widowni, ktoś ziewa* pocieszyć mogę tym, że kontynuacja ukaże się o wiele szybciej. Mam napisane rozdziały naprzód, tylko z ósemeczką miałam wielki problem. Powstało kilka wersji i chociaż ta jest króciutka (mimo, że do długości tekstu zwykle nie przykładam wielkiej wagi, a to miało być zamknięcie części pierwszej) wierzcie, że to najlepsze, co udało mi się napisać. Nie chcecie widzieć wersji poprzednich. Prawdopodobnie diabeł wykorzystuje je teraz, katując ludzi w piekle. Życzę powodzenia.
Miłych wakacji, Aniołki. Nie skaczcie na główkę do wody. Kocham i pozdrawiam z całego serducha.
Ułomna Acia.
Chciałam uciec bez notki pożegnalnej, ale chyba powinnam coś wyjaśnić. Nie było tu nic od stycznia. Ja wiem, wstyd, hańba i porażka życiowa. Nie umiałam zebrać się w sobie i dokończyć tego jednego rozdziału. Jeśli ktoś lubi czytać "Odfrunąć..." *niezręczna cisza na widowni, ktoś ziewa* pocieszyć mogę tym, że kontynuacja ukaże się o wiele szybciej. Mam napisane rozdziały naprzód, tylko z ósemeczką miałam wielki problem. Powstało kilka wersji i chociaż ta jest króciutka (mimo, że do długości tekstu zwykle nie przykładam wielkiej wagi, a to miało być zamknięcie części pierwszej) wierzcie, że to najlepsze, co udało mi się napisać. Nie chcecie widzieć wersji poprzednich. Prawdopodobnie diabeł wykorzystuje je teraz, katując ludzi w piekle. Życzę powodzenia.
Miłych wakacji, Aniołki. Nie skaczcie na główkę do wody. Kocham i pozdrawiam z całego serducha.
Ułomna Acia.
Zajmuję i wrócę, kiedy będę miała mniej ograniczony dostęp do internetu.
OdpowiedzUsuńA gdyby diabeł katował mieszkańców piekła twoimi dziełami, to byłoby im tam jak niebie!
Uwielbiam.
Tak bardzo dziękuję.
OdpowiedzUsuńOjejcia, kolejne dzieło, kiedyś mnie zabijesz.
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuńWzruszyłam się, bez powodu.
OdpowiedzUsuńMoże istnieje więcej powodów, niż się wydaje? Bardzo możliwe.
Twoje dzieło mnie ujęło, zwłaszcza końcówka (coś w stylu pożegnania).
"Odfrunąć..."
Pozwól, że się oddalę. Będę tu zaglądać, obiecuję. Miłych wakacji, które powoli się kończą. Trzymaj się!