Ciasno.
Duszno. Jak w piekle?
Obce
twarze patrzyły na mnie z litością, podsuwały pod nos herbatę, kawę, lampki
wina. Stoję na uboczu, mając cichą nadzieję, że choć tu mnie nie znajdą. Nie
chcę słuchać tych pieprzonych kondolencji, czy jeszcze gorszego „Wiem, jak to
jest”. Nikt nie wie. Oni tylko widzą. I są – a może raczej zatruwają powietrze
swoją ciężką obecnością. Nie zapraszałam ich tu. Nikogo nie zapraszałam. Nie
robiłam zupełnie nic.
On
też tam był. Uśmiechał się wprost z mosiężnej, złotej ramki, którą przytargał
ze sobą Marco. Za nim rozciągał się las, gdzieś z tyłu powinnam znajdywać się
ja, ale mnie ucięto. Zabawne, podobnie zrobił los. Z tym, że to on wyszarpnął
Maxiego z mojego obrazka.
Jedynym
moim pragnieniem było wzięcie tej pieprzonej ramy i głośne rozbicie jej o
podłogę. Ta szopka nie miała mieć miejsca. Powinnam być z nim. Spoglądam na
zegar. Wybiła szósta wieczorem. O tej porze zwykle oglądaliśmy Holly program prowadzony przez na oko
czterdziestoletnią rudowłosą kobietę z widoczną nadwagą. Dymała nad muzyką
współczesną, przywoływała brzmienia sprzed paru, kilkunastu lat.
Tymczasem
Holly rozważała wraz z innymi widzami, którzy nie musieli udać się na stypę
narzeczonego.
Siadam
w kącie, uciekając od wszelkich, zatroskanych spojrzeń. Czuję, że będę płakać.
Wyobrażam sobie, iż jest On tu ze mną. Przystaje, przygląda się zapełnionemu
przekąskami stołowi, gwiżdże.
-Ile
jedzenia! Dzień dobroci dla Maxiego?
Tak
by właśnie powiedział, gdyby nie był jedynie papierowym odbiciem w brzydkiej
ramie. Gdyby żył.
Szukam
znajomego zapachu piżmu, żałośnie pociągam nosem. Nade mną kręci się mnóstwo
osób (większość z nich widzę pierwszy raz na oczy – On pewnie też by ich nie
skojarzył), ale żadna z nich nie jest Nim. W takich chwilach zawsze przytulał
mnie do siebie, a ja natychmiast robiłam się spokojna. Mrużę oczy. Nadal nic.
Otaczają mnie światła, ale widzę jedynie ciemność.
-Naty? – Przede mną znikąd wyrasta Francesca.
Patrzy na mnie proszącym wzrokiem. Ciężkim.
– Zechciałabyś powiedzieć parę słów?
-Nie – burkam, ale jej twarz nie traci
ponaglającego wyrazu. Robi mi się niedobrze.
-Naty, proszę… On by tego chciał.
Zamieram.
-Coś ty powiedziała? – Podnoszę się z podłogi,
chwytam za kołnierz jej jedwabnej bluzki. – Czy wiesz, czego On by chciał?
Chciałby być tu ze mną, śmiać się z was, mówić, że mnie kocha. Nic nie wiecie.
Nic – syczę, puszczam ciemnoniebieski materiał. Francesca odsuwa się chwiejnym
krokiem.
Nawet
nie zauważam, kiedy szybkim ruchem otwieram drzwi i wybiegam, jak najdalej od
tego całego cyrku. Ich spojrzenia podążają za mną, ktoś krzyczy moje imię. Zakrywam
uszy dłońmi. Wciąż lecę przed siebie, mając głupią nadzieję, że Maxi czeka na
końcu drogi, by złapać mnie w ramiona.
Moje
ciało styka się z kamiennym podłożem, noc na niebie przenosi swoje ostrza na
moje ciało i duszę.
-Niech mnie ktoś zabije – błądzę dłońmi po ziemi,
jest zimno.
-Ale się
wykrwawiłaś.
-To przez
Ciebie.
-No
proszę! Umarłem, a nadal obarczasz mnie winą za wszystko.
-Mógłbyś
nie brzęczeć w mojej głowie, tylko wrócić tu w całości? Potrzebuję Cię.
-Na chwilę
obecną – na pewno.
-O czym ty mówisz, idioto? Kocham Cię, słyszysz?!
-Ja również pałam do Ciebie miłością, droga
Natalio, ale ten chodnik chyba nie jest za wygodny. Jak uważasz? – Mówi głos za
mną, a ja nawet nie mam siły się odwrócić. Chociaż dobrze wiem, do kogo on
należy.
-Ale…
-Jest okej. Rozmawiałaś z Maxim, rozumiem – słysząc
to imię, moje serce zanosi się jeszcze większym szlochem. – Mówiłem im, żeby
zamknęli się, chociaż ten jeden raz. I zaufaj tu komuś, człowieku! Oni nic nie
wiedzą. – Żachnął się Federico, siadając koło mnie. – Chrzanić ich.
W
tym momencie pałałam do ludzi szczególną nienawiścią, ale po głębszym namyśle
doszłam do wniosku, że jest jedyną osobą, jakiej widok nie doprowadza mnie do
psychozy.
Wielka
szkoda, że los nie jest człowiekiem. Zobaczyłby cwaniak, jak to cholernie boli.
Mogłabym też dać mu w twarz. Ale nie. On wciąż czyhał w powietrzu, zanosząc się
diabelskim chichotem, planując większe – gorsze – przedstawienie. Miałam
ogromny żal do Boga, że mu na to pozwala. Czemu wziął Jego, a mnie zostawił? Co
takiego zrobiłam, by móc dalej brnąć przez życie, które w sumie nie powinno się
tak nazywać, bo świat bez niego w żadnych stopniu nie przypominał tego
domniemanego cudu – prędzej burdel.
Teraz
mógłby mnie wyśmiać. I pogłaskać po głowie. Proszę…
-Natala – z zaćmienia wypływa głos Federico. –
Życie lubi się tak po prostu pieprzyć. Wiesz, próbowałem z nim rozmawiać,
czekałem na jakiś sygnał… Wydawało mi się, że tak się robi. Kolejna bujda –
płakał; łzy sączyły się z jego przekrwawionych oczu. – Najlepsi przyjaciele są
na zawsze. Czy Bogu trzeba tłumaczyć to pojęcie? A jeśli „na zawsze” trwa nie
tylko na Ziemi, to powinienem umrzeć razem z nim.
„To, co
jest między nami nigdy nie zginie, Naty.”
Jego
ciepły głos przemawia do mojego ucha, chociaż wiem, że jest tylko niemrawym
echem dochodzącym ze wcześniejszych dni. Brzmi jak piękna muzyka, jednak wbija
nóż w serce.
-To ja prowadziłam ten pieprzony samochód. Ja. Nie
on. – Mówię, a z moich oczu skapują pojedyncze łzy. – Dlaczego mi nic się nie
stało? Dlaczego skończyło się tylko na paru siniakach, zadrapaniach, a Maxiemu
na życiu? To nie jest sprawiedliwe – łkam, mnąc w dłoniach materiał czarnej
spódnicy – nawet jej nie wyprasowałam. Tymczasem wszyscy goście od siedmiu
boleści wystroili się tak, jak na pokaz mody.
-Nikt nie powiedział, że będzie sprawiedliwie –
stwierdza Fede. – I to jest najgorsze, bo możesz być niewiarygodnie dobrym
człowiekiem, a los i tak ma cię w głębokim poważaniu.
-Dlaczego?
-Dlatego.
Nie
spodziewałam się sensownej odpowiedzi. Zadałam najbardziej typowe pytanie na
świecie, bo nic innego nie przyszło mi do głowy. Zwyczajnie nie wiedziałam,
czemu stało się akurat tak, a nie inaczej. Przecież mogło być dobrze. Mogłam
nadal słuchać jego marudzenia każdego ranka, mogłam pić tę obrzydliwą kawę,
którą serwował mi po przebudzeniu, mogłam nadal dziwić się jego namiętnym upodobaniom
do oglądania piłki nożnej, mogłam trzaskać drzwiami, by potem przyjść do
Maxiego i rozkleić się jak małe dziecko.
Jednak
nie. Nie mogłam. Przez widzimisię losu zostałam skazana na życie bez niego.
-Jak…
-Jak teraz będę żyła? – Nie daję mu dokończyć,
puszczają mi nerwy. – Czemu każdy pyta się o to samo? Czego właściwie się
spodziewacie? Tego, że się uśmiechnę i powiem „zdarza się”? Nie wiem, Federico.
Nie wiem, jak przeżyję każdy z tych zakichanych dni bez niego.
-Przerwałaś mi. Nie o to mi chodziło – spogląda na
mnie ze smutnym uśmiechem. – Inni każą ci zapomnieć, a ja zrobię na odwrót. Opowiedz
mi, jak się poznaliście.
Spoglądam na niego z wdzięcznością. Zaczynam mówić,
choć wiem, że on doskonale zna tę historię.
-Włożyli w
to niemało wysiłku – pan Ponte poprawił beżowy krawat. – Całkiem przyzwoita
szkoła – spojrzał na wnuka z troską. – Jesteś pewien, że chcesz to robić?
-Chcę –
Maxi skinął głową. – Nie przeszkadza ci to?
-Gdybym
powiedział „tak” – posłuchałbyś mnie?
-Nie –
odparł ze szczeniackim uśmiechem. – Pytam z grzeczności.
-Sam
widzisz. Jestem z ciebie dumny. – Wyznał, jeszcze raz spoglądając na szyld
szkoły muzycznej „Studio21”. – Idź już. W domu opowiesz mi, jak było. Trzymam
kciuki.
Dziadek oddalił się w stronę
samochodu, a on, nie zwlekając już ani chwili dłużej, ruszył przed siebie. Spojrzał
jeszcze na rząd cyferek niedbale zapisanych na świstku papieru: sala trzydzieści
cztery.
Mimo wszelkich śladów nowoczesnej
architektury, budynek nie dysponował windą. W związku z tym musiał udać się na
drugie piętro krętymi schodami, gdzie szczególnie pożałował, że nie ma na sobie
ulubionych trampek, a eleganckie buty. Nie on jeden zresztą: większość osób
dostosowało się do wymogów dyrekcji, gdzie nawet ubranie ciemnych dżinsów na
większe imprezy było traktowane jak poważne wykroczenie.
Gdy dotarł pod wyznaczoną salę, czuł
się mniej więcej tak, jakby właśnie ukończył maraton. Rozejrzał się dookoła.
Musiał upewnić się, że w pobliżu nie ma nikogo, kto mógłby podziwiać jego
czerwoną od wysiłku twarz. Wyglądało na to, iż dotarł tu pierwszy. Odetchnął,
ocierając czoło dłonią.
Jego satysfakcję zburzyła ciemnowłosa
istota, samotnie siedząca na parapecie. Jej ręka ściśle przylegała do piersi,
druga zajęta była trzymaniem telefonu. Podszedł bliżej, dostrzegając cień niezadowolenia
na niebrzydkiej dziewczęcej buzi.
-Nie
obchodzi mnie twoje rozpoczęcie roku. Szwy mi puściły. Przywieź mi jakąś bluzę,
słyszysz? – Zasyczała do telefonu, wciąż kurczowo trzymając dłoń na klatce
piersiowej. – Nie ma bata. Rodzice są w pracy. Za dziesięć minut wszystko się
zaczyna. Lena, błagam. Obiecuję, że zrobię wszystko. Będę ścieliła za ciebie
łóżko, myła naczynia… - Wyliczała. – Nawet umówię cię z Sebą! Wiem, że zawsze
ci się podobał. Lenka, siostrzyczko najdroższa – prawie płakała. – Proszę! Nie
bądź taka… Halo? Lena? Lena! Szlag by to – Mruknęła z wściekłością, znagla
dostrzegając jego obecność. – A ty co się tak gapisz?
Speszył się. Stał zaledwie kilka
centymetrów przed nią, z głupim uśmiechem przyklejonym do twarzy. Mógł przyznać
się, że podsłuchiwał, ale primo: to niegrzeczne, secundo: szwy zaliczały się do
zanadto krępujących tematów.
Nie wypadało też nic nie mówić.
-No więc
ten… Szwy ci puściły?
Nie wypadało również robić z siebie
debila.
Przerażona, ściślej skrzyżowała
ramiona. Spojrzał na nią z politowaniem.
-Użyczyć
ci rąk?
-Zamknij
się – warknęła, odwracając się tyłem. – To najgorszy dzień w moim życiu!
-Dlatego
proponuję ci moją pomoc.
-Spadaj.
Idź zabawiać inne dziewczyny swoją wątłą klatką piersiową.
-Przynajmniej
jestem ubrany.
-Ja też!
-Jeszcze –
wyszczerzył zęby w uśmiechu. – Nikt nie mówił ci, że bluzek po młodszym
rodzeństwie się nie nosi?
Otworzyła usta, ale nic nie
powiedziała. Triumfował. Z przyjemnością obserwował jej reakcję, kiedy z
korytarza doszedł cichy dźwięk kroków. Uczniowie zaczynali się schodzić.
Widok jej spłoszonego wzroku nieco go
zmartwił. Pocieszał się, że zasłużyła. Nie wyglądała na szczególnie miłą. Prędzej
na taką, co gardzi wszystkimi i wszystkim. Ale gdy kąciki jej ust zaczęły lekko
drżeć, już cały tonął w tym biednym spojrzeniu.
-Masz. –
Zdjął z siebie czarną marynarkę i podsunął jej pod nos. – Tylko dlatego, że mam
dobry dzień.
-Dziękuję.
– Zatrzepotała długimi rzęsami, zaraz poważniejąc. – W sumie to sama bym sobie
poradziła, ale… - Zawahała się, bo nieco odsunął od niej nakrycie. – Daj to. Chyba
będzie za duże. No trudno. Nie jesteś takim idiotą, na jakiego wyglądasz.
-Naprawdę?
Umrę ze szczęścia.
Reszta dnia upłynęła głównie na
słuchaniu regulaminów, zasad i innych takich z namaszczeniem czytanych przez
Angie. Zdążył zapoznać się już z większością klasy. Całkiem przyzwoici ludzie. Odwrócił
głowę, odrywając się na chwilę od szkolnych mądrości życiowych, bez których,
jak wspomniała Angeles: „absolutnie nie przeżyją”.
A ona – ta od szwów - stała gdzieś na
końcu. Uśmiechnięta. Podekscytowana. I w za dużej marynarce.
**
Dodaję coś po pięciu dniach. Święto.
Zaległe komentarze powinny pojawić się do końca tygodnia. Dziękuję za wszystkie opinie - dodają skrzydeł, niczym Red Bull.
Wrócę ;)
OdpowiedzUsuńJak najszybciej ♥
Hej, Aciu ♥
UsuńMoje "najszybciej" trwało niemal tydzień, brawo dla mnie? Taaa. Jestem okropna, no nic. Są ludzie i idioci, Edyta zalicza się do tej drugiej grupy. Ale koniec, dość użalanie się nad samą sobą. Na koniec tego wstępu, powiem tylko, że przepraszam. Za co? Zaraz się dowiesz.
Kochana, strasznie podoba mi się ta historia, ten blog, szablon, nawet playlista, bo wszystko tak idealnie pasuje. Jest przepełnione melancholią, cierpieniem. Te wszystko uczucia - tęsknota, gniew, myśl - "Dlaczego akurat my?" I wiesz, mimo iż jest to perspektywa pierwszoosobowa, do której jakoś nie mogę się przekonać, to tu - nawet tego nie zauważam. Czyta mi się tak wspaniale, tak płynnie. A poza tym masz ten niesamowity talent i nawet pisanie w pierwszej osobie wychodzi Ci tak genialnie, a ponadto... chyba tak jest lepiej, wiesz? Możemy jeszcze bardziej zagłębić się w umysł Natalki. W je myśli, odczucia, pragnienia. To jest piękne.
Ale przechodząc do samego rozdziału.
Nie dziwi się jej reakcji, też bym uciekła. Jak najdalej. Z krzykiem, z płaczem, nie ważne. Czy oni nie widzą, że tak jest tylko gorzej? Że to w niczym nie pomaga? Tylko przypomina, i po co? By jeszcze bardziej zranić, pozbawić wszystkiego. I to, co Natalia powiedziała jest tak prawdziwe. "On by tego chciał?" Czego niby? Opłakiwania jego śmierci, dobre sobie. On chciałby być, przy niej. Na zawsze. Niestety, cholerny los, bywa kapryśny. Zwłaszcza dla ludzi, którzy to szczęście posiadają.
A On wciąż przy niej jest, rozmawia z nią. Czy to dobrze? A może, oszalała? A potem pojawienie się Federico. Czyżby coś, wiesz, na ich linii? Ciekawe, ciekawe. Chociaż nie wiem, czy tak łatwo będzie się jej wyleczyć z miłości do Maxiego, pewnie - nigdy. Widać, jak bardzo go kochała, jak bardzo wciąż - go potrzebuje. Ale dobrze, że Federico jest, jako przyjaciel. Że nie klepie żałosnych regułek, pytań - "Co teraz będzie?" Przecież ona sama nie wie. Nie, chłopak jest inny, chce by sobie przypomniała - wszystko, od początku. Może wtedy coś się zmieni? Ból zniknie?
To wspomnienie, pierwsze spotkanie. Wow. Podoba mi się fakt, że w tym opowiadaniu melancholia, dramaturgia przeplata się z humorem. Wiesz, to bardzo oryginalne. Poznali się na rozpoczęciu, a chłopak pożyczył jej marynarki, bo pękły jej... szwy? Padłam, nie wstaje, masz mnie! W całości, dziękuje XD ♥
No cóż, to by było na tyle. I już wiesz, za co przepraszałam, dość, że krótkie, to jeszcze bez sensu - cała ja. Wybacz ;c Ale kurcze, wiedz, że jestem tą historią szczerze zauroczona. Dogłębnie, no. I już czekam na kontynuacje.
Kocham bardzo, choć może tego nie okazuje ;c,
Edyta ♥
Aciu!
OdpowiedzUsuńWreszcie do Ciebie, przybyłam. Brawo, ja! Jestem z siebie dumna, naprawdę. Na początku, przepraszam Cię, że przybywam do Ciebie dopiero teraz, kiedy to znam wszystkie Twoje twórczości i wszystkim się zachwycam. Jesteś niesamowita (lubię słowo niesamowita xd) I zaszczytem dla mnie jest komentować Twój rozdział. To może ja przejdę do rzeczy.
Powiem Ci, że ja tak samo, jak Natalia, nie znoszę słó typu '' Wszystko, będzie dobrze'' ''Przykro mi'' itd, w takich chwilach, działają one na mnie, jak płachta na byka. Bo cholera jasna, co nam dają takie słowa? Jedno, wielkie nic. One nam nie pomagają, tylko jeszcze bardziej, doprowadzają nas do rozpaczy i sprawiają, że już naprawdę mamy dość wszystkiego. Takie słowa, nie zwrócą nam bliskiej nam osoby. Taka prawda. Nie dziwię się Natalce, że tak reaguje na to wszystko. Bo jak inaczej ma się zachować? Jej myśli są teraz w zupełnie innym miejscu. A nie na wygłaszaniu mowy, czy jakiegoś tam przemówienia. Myślę, że ona teraz potrzebuje ciszy i spokoju, aby się z Tym wszystkim uporać. Chociaż nie, z takim czymś nie da się uporać. Jak można pogodzić się ze śmiercią ukochanego? Nie da się..
I zaskoczyłaś mnie, pojawianiem się Włocha. Czyżby coś się szykowało, między Ta dwójką? Może on sprawi, że Natalii ból,chociaż odrobinę się zmniejszy? Ona potrzebuje teraz wsparcia, ale odpowiedniego wsparcia, a nie czułych słówek, które niby podnoszą ją na duchu, a tak naprawdę sprawiają, ze człowiek, chce krzyczeć.
Kochanie, nie pozostaje mi nic innego, jak czekać na kolejny rozdział.
Całuje Cię mocnooo, ale tak bardzo mocno <3
Super. Świetny rozdział. Bardzo mi się podoba ta historia. Jest taka... tak, inna :)
OdpowiedzUsuńŻyczę szczęścia i weny.
Cathy
No! Dotarłam do twojej nowej cudnej historii! Nareszcie!
OdpowiedzUsuńA więc Aciu,
wybacz to haniebne spóźnienie, aczkolwiek muszę nadrobić parę rzeczy. Więc.. rozdział. Nie ukrywam, że bardzo czekałam na rozpoczęcie tego bloga i Twojej nowej indywidualnej historii. I w końcu się doczekałam!
Natalka.. Moje biedne małe słoneczko. Aniołek, który tak naprawdę niczym nie zawinił, a los, ten złośliwy, bezlitosny, zakpił sobie z niej. Odebrał jej coś, co było dla niej najważniejsze na świecie. Stanowiło centrum jej wszechświata, tworzyło jej wrzechświat. Raczej nie coś, a kogoś, kto skradł jej serce. Jej największą miłość.
Jak żyć po takiej stracie?
Nie wątpię, że kolejne Twoje idealne rozdziały rozświetlą mi nieco umysł i pokażą, że mimo bólu i tęsknoty można wciąż żyć, a co ważniejsze - wierzyć.
A propos Federico... Stracił przyjaciela, jedną z najważniejszych osób w swoim życiu. Jako jedyny okazał Natalii wsparcie, wiedział, czego potrzebuje. Przyszedł na pogrzeb przyjaciela, a nie na jakąś rewię mody pełną pustych, nic nie znaczących istnień.
Cóż.. (tak wiem, często powtarzam moje słynne "cóż" i "więc") Czyżby ta dwójka miała zapałać do siebie uczuciem pod koniec Twojej wspaniałej historii, czy będą tylko przyjaciółmi? To ciekawi mnie bardzo.
Nie ukrywam, że gdy tylko przeczytałam "Mówi głos za mną..." od razu wiedziałam, że to Feduś. Przeznaczenie? Ania jasnowidz.. :P
Kocham Cię paróffko ty moja :* <3
Twoja Ana J.
Postaram wrócić jak najszybciej♥
OdpowiedzUsuńPowracam...
Usuńze spóźnieniem, jak zwykle zresztą -,- powinnam już dawno skomentować takie cudo ale ja.... no właśnie "JA" to już sporo wyjaśnia. Dobra, dobra ponarzekałam sobie na siebie to teraz już przejdę do ciebie i twojego dzieła które miałam zaszczyt przeczytać
Natalia... naprawdę mi jej szkoda. Strata najbliższej osoby która towarzyszy ci w życiu to koszmarna sprawa. W dzisiejszych czasach ludzie nie wytrzymują takich sytuacji i popełniają samobójstwo, ale nie ona. Natalia jest silna, może nie widać tego z zewnątrz ale w środku głęboko w środku, czuję że walczy, walczy o to by zapomnieć, chociaż i tak wie ze to niemożliwe. Najbardziej nienawidzę osób które obdarzają ludzi pustymi, nic nie znaczącymi słowami np. "Szczere wyrazy współczucia", " Naprawdę mi przykro" czy oni nie rozumieją że tymi słowami ranią bardziej niż sztyletem ?! Na szczęście Natalia dostała kolejną szansę od losu zwaną Federico. Ona potrzebuje teraz wsparcia i coś czuje że dostanie je od Włocha. Na razie nic nie mówię. .
I jeszcze ten ostatni moment ... rycerz w lśniącej zbroi♥ mam nadzieję że pojawi się tu kilka momentów ze wspomnieniami Natalii
Mówiłam ci już że świetnie piszesz? Idealnie dobierasz słowa i odczucia. Piszesz idealnie. Czasami potrafię czytać twoje opowiadania po pięć razy♥ dobra kończę moja bezsensowną i krótką wypowiedź i dozobaczenia niebawem kochana♥
Kocham bardzoooo♥
Zapraszam -----> http://violetta-tpdn.blogspot.com/
OdpowiedzUsuń(Nie opublikowało mi się o.O, a może jednak? Przepraszam, jeśli to coś pojawi się dwa razy.)
OdpowiedzUsuńDocieram i ja, ze spóźnieniem - ale to już chyba mi weszło w krew.
Chyba nigdy nie przestaniesz nas zadziwiać. Mnie na pewno nie, zawsze będę pochłaniać każdą napisaną przez ciebie literkę z takim samym zaciekawieniem. No i zachwytem of kors.
"Jak żyć (panie premierze)?". Nie no, poważnie - jak żyć po takiej stracie? Nie wyobrażam sobie tego, ubogą mam wyobraźnię. Poza niewyobrażalną pustką - przyszłość nie jawi się niczym. Niczym. A Natka patrzy na samą siebie - na tym pustym obrazku, z którego on odszedł i uparcie nie chce wrócić. Tak strasznie jej współczuję, że to aż boli. I nie wiem, naprawdę nie wiem, co można by jej było powiedzieć, żeby nie bolało. Każde słowo rani. Każde wspomnienie rani. Wszystko dookoła niej - rani. A ona nie umie się przed tym skryć, jest bezbronna.
Czuję, że jej tarczą ochronną przed światem i ludzkim niezrozumieniem będzie Fede - genialne podejrzenie, aż sama się sobie dziwię. Nie jestem Sherlockiem, ale za wiele opcji nie ma. A ktoś jej pomóc musi, sama się z tego dołka nie wydobędzie.
Chyba, że ewentualnie zrobisz z tego fantasy i bufona wskrzesisz.
Nie. Nie słuchaj mnie, ja zawsze gadam głupoty.
To niesamowite, jak świetnie oddajesz te wszystkie uczucia. Poczucie beznadziejności, przygasłą rozpacz, ból - te chwile, gdy już nawet nie ma siły płakać, a zarazem czuje, że zaraz rozpadnie się na kawałeczki.
I jak zwykle obok smutku jest śmiech we wspomnieniu, które jest tak kochane, że płacze tylko bardziej. Fajnie. Ja przecież prawie nigdy nie płaczę nad opowiadaniami.
Chlip chlip.
Bufon jak zwykle rycerski, Natuśka taka mała i zagubiona, już iskrzy - od pierwszego zetknięcia. Przypadek? Nie sądzę. To się nazywa przeznaczenie.
Taki los. Który okaże się zresztą wredną suką, ale mniejsza.
Kocham, kocham, kocham... Jakiego innego słowa mogę użyć? Nie ma takich słów. Jesteś po prostu perfekcyjna w każdym calu, uwielbiam, zazdroszczę, podziwiam - najmocniej. Z całych sił.
Pacz, jestem. Ale taka spóźniona... żal :c
OdpowiedzUsuńAciu, ja nie wiem jak mogę Ci wytłumaczyć to wszystko. Zawsze się spóźniam akurat do ciebie.. chociaż.. nie, do innych też, ale to przecież twój blog jest moją perełką. Mój mózg chyba nie umie sobie wybaczyć, że nie ma tak dużego talentu, bo po prostu brakuje mu słów. Jednak postaram się to zmienić, tak, raczej tak. Ty znasz mój mózg i wiesz, że nie pracuje dobrze. Ba! kiedyś w ogóle nie pracował i zaistniały przez to troszkę niepożądane efekty. Wiesz jakie?
A wracając do niepożądanych rzeczy... Nawet nie wiesz jak bardzo brakuje mi tutaj Bufona. Wiem, że czasem jest on całkowicie zbędny, a jego nadzwyczaj piękna uroda nie przyćmiewa żula spod biedronki, ale... on jest mi tutaj potrzebny do Naxi i jego marynarka też :c Ech, zrozum mój ogromny ból, po prostu brakuje mi tego osła w czapce. Tak samo jak Natalce. Biedna, co on musi przeżywać, jak ona musi się potwornie czuć, przecież to jest okropne. Straciła swojego ukochanego dwa dni przed ślubem, to dopiero jest szczęście... Nie, nie, nie. Proponuje Ci Zombie. Tak jak napisała wyżej Zuzka. Kocham fantasy, serio ^^
No i muszę Cię też pochwalić. No i wierz mi czy nie.. (tak, to napisałam specjalnie, głupek :c) ale ja wprost uwielbiam twoje opowiadania. Nie masz lekkiego stylu, o nie. Jest w nim coś, nad czym trzeba się dłużej zastanowić. Wdrążyć się w sam środek zdań, a później powiedzieć "Faktycznie... cwana bestia z tej Aćki". Wiele razy mówiłaś Ci też, że twoje pomysły są wręcz idealne, idealnie-idealne. Ale ty odwracasz sie do mnie tyłem i udajesz, że nie słyszysz, albo mówisz, że kłamie. Pff, debil. Nie wiem jak mam Ci przemówić w końcu do tej Aćkowej buźki, ale będę to robić zawsze, o każdej porze. Już chyba wspominałam o tym w poprzednim komentarzu, ale przypominam, żeby nie było, że nie pamiętam co mówię. Ale znów wracając do tego, co piszesz... mówiłaś mi, że ten rozdział jest śmieszny. Nie, nawet nie wiem jak strasznie ryczałam na nim, jezu. Ja chyba nie umiem się pogodzić z tym, że A. Bufon umarł, B. Federico podrywa Natkę, albo C. Ja nie umiem tak świetnie pisać. Wiesz co? Zaznaczam wszystkie trzy odpowiedzi. W sumie dorzucę jeszcze D. Kocham Cię tak bardzo jak Naxi - pacz, to musi być coś, prawda? Bo przecież moja obszerna obsesja na punkcie tej dwójki jest po prostu ogromna. Tak jak twoja. Żeśmy się dobrały... Ej, jeszcze 5 dni. Nie żeby coś, ale nie mamy os, a mnie to rozrywa od środka o.o Boje się.
Dobrze, może przejdźmy do samego rozdziału? Ależ ja jestem szybka. Najpierw się żalę, że nic nie umiem, a później próbuję napisać coś sensownego, ale to i tak nie wyjdzie. Tak jak mój sąsiad i jego nowy nabytek - grobowiec. Ja już nie wiem co gorszę. Facet w swetrze czy z grobowcem. Ciekawe kto szybciej znajdzie dziewczynę... hmmm. Jezu, nie mówiłam Ci tego XD miałam się zająć moją kochaną jedynką, a tymczasem mówię o grobowcach. WTF? xD
Ale czaisz tak wyrwać laskę na grobowiec? "Hej mała. Mam na imię Darek. Jestem bogatym facetem z psem, dwupiętrowym domem, srebrnym autem i grobowcem. Jesteś chętna?" To lepsze niż sweter, prawda? Facu też powinien sobie sprawić takie cacko, na pewno by nie pożałował.
Dobra, już się zamykam... ;_;
przepraszam, ze tak w częściach...
blogger nie chciał całego..
UsuńWracając w końcu do rozdziału (XD) mogę tutaj wypisać wszystkie istniejące wyzwiska na naszego super, ekstra chomika, ale nie będę Ci zaśmiecać bloga. (Nie żeby grobowiec tego nie robił, nie nie) Ale mnie on zaczyna denerwować, a to dopiero pierwszy rozdział. Dobrze wiesz, że nie pałam do niego taką miłością, jak bufon do Natki, ale to już przesada. Najlepiej rzucić się na niedoszłą wdowę i mieć wszystko absolutnie gdzieś. Przeraża mnie ten fakt coraz bardziej. A co jeśli... Nie, nie O.O nie chce o tym myśleć. No i pozostają mi te przecudne wspomnienia. Nawet nie wiesz jak bardzo się cieszyłam, gdy czytałam o zdyszanym i zboczonym bufonie. Jego marynarka musi być taka ogromna... seeeerio. Ale... smutno mi, gdy go z nią nie ma. Nadal będę Cię prosić o Zombie, bo bufon w zieleni wygląda całkiem przystępnie ;> muahahahhaha. Natalia potwornie za nim tęskni. Też bym tęskniła za twarzą ziemniaka :C wgl. słucham ahi estare bufonowego, mmm.On ma taki sexi głos ;>
Nie, weź... dziś mi nie idzie komentowanie, ale to nie nowość. Przepraszam, że przychodze tak późno i zostawiam coś takiego, teraz śmiało możesz mnie wysłać gdzieś w kosmos, a ja nawet nie będę zła, bo po co? Zniknę, nie będzie mnie, wszyscy będą szczęśliwi... oprócz twojej Natki, ech. Płakać mi się chcę, a w sumie, mogę nawet płakać :C kiedy rozdział drugi? Chce dowiedzieć się więcej o ich spotkaniach. Proszę. Tak mi źle.
Aciu, kocham Cię, wiesz? Najbardziej, najlepiej i najmocniej. Ja zawsze naj.
Ach, i ten. ZIOZDRY <3
Pozdrawiam i przepraszam,
Marcia - ta niedobra, sama tak mówisz.
Droga Aciu!
OdpowiedzUsuńPrzyzwyczaiłam się do tego, że właściwie każdy mój komentarz na takim lub innym blogu zaczyna się od przeprosin. Bo nie komentowałam, bo nie miałam czasu, bo nie czytałam i inne takie głupie wymówki. Szczerze, to mam dosyć samej siebie. No, ale nadrabiam, powolutku, ale nadrabiam.
Tego bloga odkryłam (ponownie!) przez przypadek. Wtedy już znajdował się tu pierwszy, pomijając prolog, rozdział. I od razu zaczęłam czytać, ukradkiem jednak zajrzałam jeszcze do zakładki "w skrócie" i jestem. Historia już od razu zapowiadała się pięknie; smutno, ale pięknie. Śmierć ukochanej osoby nigdy nie jest łatwa i wyobrażam sobie, że równie trudno jest ten ból wiarygodnie opisać. Jeszcze tytuł bloga : Odfrunąć stąd; jakby doskonale ujmujący uczucia Natalii, która po śmierci Maxiego pragnie oddalić się od rzeczywistości i po prostu...mieć spokój.
Nie chce współczucia, ani godnych pożałowania kondolencji. Nie chce słuchać niewypowiedzianych szczerze słów. Przecież jak mogą wiedzieć, jak ona się czuje? Jak mogą wiedzieć, czego by chciał w tej chwili Maxi? Oni nie wiedzą, niczego nie wiedzą.
I ucieka, od tego wszystkiego. Chce być sama, chociaż w głębi ducha pragnie kogoś bliskiego, a właściwie to pragnie Maxiego, żeby wrócił. Ale Federico, jego najlepszy przyjaciel jako jedyny potrafi ją na swój sposób zrozumieć.
Rozmawiają, wspominają stare czasy i pierwsze spotkanie Natalii i Maxiego. Czy pomiędzy tą dwójką kiedykolwiek coś zaiskrzy? Kto wie, na razie jednak oboje potrzebują przede wszystkim przyjaźni.
Na koniec jeszcze wspomnienie pierwszego spotkania Maxiego i Naty. Wzruszające, zabawne, a przede wszystkim takie...hmm... prawdziwe? Tak, to określenie zdecydowanie tutaj pasuje.
No cóż, Aciu... Jeszcze raz strasznie, naprawdę strasznie Cię przepraszam. Na serio. I obiecuję trochę częściej zostawiać po sobie ślad, bo czytać będę zawsze. Zawsze.
Obiecuję.
Pozdrawiam serdecznie :*
<3
Tak się właśnie zbieram do komentowania: przeczytam z kilkudniowym uprzedzeniem, zaplanuję sobie, kiedy wrócę z paroma słowami, w międzyczasie sto razy zapomnę, potem coś mnie olśni i z wywieszonym ozorem wrócę, wstydząc się, że dopiero daję o sobie znać. Ale, kochana Sapphire (fakt faktem, tak - póki co - najbezpieczniej się do Ciebie zwracać), przybywam i przepraszam, że dopiero dziś.
OdpowiedzUsuńZ jednej strony cieszę się, że to opowiadaniowy świeżaczek, bo nie muszę nadrabiać miliona rozdziałów, ale z drugiej strony trochę szkoda, bo takie nadrabianie bywa fajne, zwłaszcza jeśli ktoś pisze w taki sposób, jak Ty. Widzisz, taki ze mnie jeden wielki paradoks. Ale nie o mnie będziemy się tu rozwodzić. Mamy do czynienia z fantastyczną dziewczyną, mega utalentowaną - trzeba przyznać - która serwuje nam historię zagadkową już od samego początku, nietypową na pewno, o narracji mieszanej. Wiadomo, że Natalia jest główną bohaterką, wiadomo, że Maxi nie żyje, wiadomo, że... Zaraz, zaraz. Maxi nie żyje. Maxiego nie ma. Maxi jest jedynie w jej głowie, we wspomnieniach, w sercu. Maxiego nie ma namacalnie. I tu objawia się geniusz, bo podejmujesz poważny, ciężki, bardzo smutny temat. Rozstanie, cierpienie i... brak Naxi? Intrygujące. Jest też Federico. On jako jedyny nie irytuje, on jedyny wydaje się rozumieć, on jedyny... uspokaja? Ciekawe. Mam wiele podejrzeń odnośnie rozwinięcia tej historii. Mam wiele podejrzeń odnośnie przyszłych wątków. Ale nie mam zielonego pojęcia, co wymyślisz Ty. I to dodatkowo napawa mnie ciekawością.
Przy okazji - strasznie podoba mi się Twój styl pisania. Będę banalna jeśli powiem, że jest bezbłędny, że wszystko idealnie do siebie pasuje, że słowa są bardzo wyważone, że nie ma tu mowy o jakichkolwiek niedociągnięciach. Będę banalna jeśli powiem, że jesteś tak utalentowana, że to aż nieprzyzwoite.
A ta historia chyba już do końca kojarzyć mi się będzie ze słowami piosenki: "Życie tak kruche jest, dużo daje i dużo odbiera."
Kochana, czekam na kolejny rozdział i ściskam mocno! <3
Aniołku. To. Jest. Genialne.
OdpowiedzUsuńMasz lekki styl pisania, przyjemny dla oka. Biedna Natalia ;( Chyba. a raczej na pewno każdy jej współczuje. Nawet wiem, jak to jest stracić kogoś bliskiego, przed ważnym wydarzeniem. Słowami się tego nie da opisać.
Chciałabym się przyczepić do błędów, ale jestem tępa i nie umiem ich znaleźć. Akapity są, interpunkcja w porządku.
Niestety, rozpiszę się innym razem, bo jestem już trochę zmęczona *a dopiero dziesiąta rano -.-
Ściskam mocno i taaaaaaaaaaaaaakiej weny życzę. :*
No hej hej! ;DD
OdpowiedzUsuńPostanowiłam napisać jakiś w miarę sensowny komentarz ;] Chociaż ze mną nie ma na co liczyć ;DD
Więc pewnego słonecznego dnia Mio postanowiła odwiedzić bloga nijakiej Sapphire, weszła i zaczęła czytać, rozdział zaczynał się jej coraz bardziej podobać, czytała z zapartym tchem i ubolewała gdy okazało się, że już skończyła czytać.
No tak w skrócie ;D
Naprawdę bardzo mi się podoba ^^
Masz fantastyczny talent, który przyciąga czytelnika. Mówię Ci to, ale już to pewnie słyszłaś milion razy ;D
Bardzo miło się to czytało, widać, że kochasz to co robisz.
Jestem zachwycona <3
Smutno mi, Maxi nie żyję :c
Szkoda mi Natalii :c
Postaram się tu często wpadać, możesz mnie oczekiwać <3
Pozdrawiam :*
~~Mioś^^
No hej! <3 Zostałaś nominowana do LBA! :D Gratuluję ^^ Więcej szczegułów tu: http://violetta-moja-historia-viomas.blogspot.com/2014/07/lba-d.html#comment-form
OdpowiedzUsuńPozdrawiam :*
~~Mioś:D
Napisałabym tu coś więcej, jednak chcę czytać dalej i skończyć dziś chociaż trzy rozdziały, dlatego powiem tylko, bardzo podoba mi się relacja Federico i Naty, a jej uczucia i myśli opisałaś genialnie :))
OdpowiedzUsuń