-Halo?
-Natalko,
będę za pięć minut. Nigdzie nie wychodź.
-Ale…
Przydługi sygnał dołującej porażki
dał mi do zrozumienia, że tym razem przegrałam. Nie. Cofnij. Kiedy ja wygrywam?
Chyba miałam ostatnio jakieś
pozytywne myśli. Nie, że życie nagle stało się piękne. Tylko bolało troszeczkę
mniej od „najbardziej”. Może uśmiechnęłam się raz czy dwa, nie wiem. Ale
dzisiaj wszystko ze mnie uleciało, jakby los ponownie wbił igłę w sam środek
serca, przypominając, że przecież mam cierpieć.
Widzę się z mamą pierwszy raz od
pogrzebu. W środku coś mi się przewraca, przeżywam spotkanie, choć jeszcze się
nie zaczęło. Wiem, jak to będzie wyglądać. „Nie martw się, Natalko”. Nie martw
się. Powtarzano mi to zdanie do obłędu, jakby rzeczywiście mogło cokolwiek
zmienić, a śmierć zamienić jedynie w niewinny żarcik Boga.
Lara wyszła. Bynajmniej nie na
poszukiwania nowej pracy. Rzuciła tylko, że zaraz wraca, tymczasem od paru
godzin w mieszkaniu jestem tylko ja i milion moich żalów, pretensji zmieszanych
z pociągnięciami nosem i nieustającym płaczem. Federico stwierdził, iż
oficjalnie zostałam fontanną. Nie wiem, czy fontanny mogą mieć złamane serca.
W każdym razie: mama postanowiła
przeszkodzić mi w zdychaniu pod kocem i uradować mnie swoją obecnością.
Powinnam włożyć coś bardziej przyzwoitego. Obszerna bluza Lary z napisem „Mam
cycki i nie zawaham się ich użyć” (dostała ją od Maxiego na urodziny; w życiu
nie widziałam jej tak szczęśliwej) chyba nieszczególnie nadaje się na spotkanie
z mamą. A niech tam. Czym będę się przejmować, skoro praktycznie i tak już nic
nie mam? Nawet chusteczek. Skończyły się, niedobre.
Kiedy byłam przeziębiona, Maxi wcale
nie leżał obok, zamartwiając się moim życiem. Jeszcze czego. Szedł do
najbardziej odległego pokoju, w najdalszy kąt, z jak największą ilością środków
do zwalczania bakterii. W razie braku chusteczek, ani mu się śniło wyjść po
nowe. Przynosił mi swój ręcznik i wsuwając głowę przez drzwi, oznajmiał, że
łaskawie mogę smarkać w to.
Chwilowa Przerwa Od Umierania puka
do drzwi trzy razy: dwa wolno, jeden szybciej. Potem powtarza jeszcze raz. To
sygnał, że powinnam na chwilę zwlec się z kanapy i udawać żywą.
Tylko ostatnio dowiedziałam się, że
życie wcale nie polega na oddychaniu.
Prawda, Maxi?
"Bo tak naprawdę każdy z nas pragnie tylko jednego: wiedzieć, że jest dla kogoś ważny. Że bez niego czyjeś życie byłoby uboższe." ~ Jodi Picoult
Nienawidzę jej spojrzenia. Przeszywa
mnie od góry do doły, jest przesycone współczuciem i matczyną troską, od której
robi mi się niedobrze. Wolałabym z powrotem wślizgnąć się pod koc i tęsknić za
Maxim.
Powitało mnie jej „Rany Boskie”, gdy
wypuściwszy mnie z ramion, ujrzała kolorowy napis na bluzie. Ten punkt
spotkania obie dzielnie zniosłyśmy. Przyniosła mi śniadanie, czyste ubrania i
serie „Tak bardzo nie chcę, żeby było ci źle, Natalko”. Teraz tylko patrzyła na
mnie boleśnie, a ja nie mogłam zrozumieć, czemu moje złe samopoczucie tak źle
na nią wpływa.
-Federico
o ciebie dba?
-Mhm.
-Przytyłaś.
To
i tak lepsze od „Nie płacz, moje kochanie”.
-Nie
płacz, moje kochanie.
Nic
nie mówiłam.
-Nie
płaczę. Tylko tak sobie myślę, czemu Ci Na Górze postanowili zamordować mojego
narzeczonego.
Mama patrzy na mnie z wyrzutem. Jest
bardzo pobożną osobą. Jeśli padnie na kolana i będzie kazała mi się modlić o
dobre życie, wyprowadzę ją bez mrugnięcia okiem. Nie chcę oglądać ludzi. Oni
ciągle mówią. Czasami nie wiedzą, że lepiej jest milczeć, niż wymyślać bajeczne
porady, które nie mają żadnego sensu.
Czasami zastanawiam się, czy ich
celem w życiu nie jest przypadkiem wyścig o najbardziej rozbrajające słowa
współczucia.
Esmeralda splata chude palce, w jej oczy
wkrada się coraz więcej łez.
-Pamiętasz,
mówiłam ci kiedyś, że wszystko dzieje się po coś…
-Serio?
Ma to wnieść coś do mojego życia? Bóg naprawdę chce widzieć, jak zwijam się z
bólu, jak z trudem radzę sobie z każdym dniem, jak cholernie trudno mi
oddychać? Po co zostawił mnie samą, skoro wie, że ja i tak zaraz umrę?
-Nigdy
więcej tak nie mów – syczy przez łzy, a ja próbuję złapać oddech. Coś mocno
tłucze mi w klatce piersiowej, zginam się z bólu. – Wciąż masz rodzinę. Są
osoby, dla których zawsze będziesz ważna. I nie masz pojęcia, jak trudno byłoby
im po twoim odejściu.
-Akurat
mam. Opuściła mnie osoba, przy której pierwszy raz zauważyłam, że życie jest
piękne. Ale wiesz co? Nie jest piękne. To jeden wielki bajzel. Daje ci nadzieję
na szczęście, a potem zabiera ci wszystko, co posiadasz.
-„Wszystko”
to bardzo mocne słowo.
-Ale
on był dla mnie wszystkim, mamo. Tak trudno wam to zrozumieć? Dlaczego wszyscy
oczekujecie ode mnie czegoś, co graniczy z cudem?
Byłam więźniem przeszłości. Nie
mogłam iść do przodu. Całą drogę zawalały wspomnienia, Jego uśmiechy, słowa – te
wcale nie niepotrzebne, nie te rujnujące, śmiech zapisany złotym słońcem na pięciolinii.
Usiadł
przy mnie, powietrze nagle stało się ciepłe. Łapie mnie za dłoń i powoli
przykłada ją do serca. Tylko czemu go nie słyszę…
-
Dziecko, nikt nie chce zrobić tobie krzywdy.
To, że życie w pewnym momencie było okrutne wobec ciebie, nie znaczy, że cały
świat rzuca ci kłody pod nogi.
-Ale
ja nie rozumiem, mamo. Nie rozumiem, czemu ze wszystkich ludzi na świecie, Bóg
postanowił rozdzielić właśnie nas. – I już nie rozróżniam wypowiadanych przez
siebie słów, gorycz przeplata się z moim głosem, a z ust wychodzi jedynie
rozpaczliwy jęk.
Zgarnia mnie w swoje ramiona, mocno
zaciska dłoń na plecach. Tak cholernie mi źle, a mimo to odbieram ciepło bijące
z jej serca, które dla mnie zawsze było otwarte. Już prawie zapomniałam, jak to
dobrze przytulać się do mamy.
Kiedyś przychodziłam do niej ze
wszystkim. Skaleczonym kolanem, złą oceną, decyzjami pozornie niemożliwymi do
podjęcia. Zawsze otrzymywałam coś w zamian. Plaster, pomoc, całkiem sensowne
rozwiązania. Umiała załatać wszelkie rany, zamknąć mnie w swoich – zawsze
bezpiecznych – objęciach i ochronić przed całym światem.
Ale Natalka urosła, świat urósł i
zło również. Tej rany nawet mama nie potrafi załatać.
-Cały
czas z tobą jestem, kochanie.
-Jasne.
Wiem. Każdy ze mną jest, to oczywiste. To robi się strasznie przereklamowane.
I znów zapragnęłam udusić Anioły,
przedrzeć szaty nieba, by poczuli – ten brak, dziurę nie do zapełnienia,
tysiące smutnych melodii krążących mi głowie od każdej myśli o nim.
O tylu rzeczach, których nie
zdążyliśmy zrobić…
Nie byliśmy nawet razem na
wakacjach. Chyba, że liczyć odwiedziny u jego rodziców. Urocze miejsce. Mało
ludzi, czyste jezioro. Dużo komarów – okropność. Chociaż ja i tak siedziałam na
brzegu, łapiąc roześmiane promienie słońca, nie przejmując się absolutnie
niczym. Woda wzbudzała we mnie lęk. Bałam się, że wciągnie mnie w swoją głębie,
udusi chłodem, nie pozwoli wypłynąć, ściskając lodem moją rękę.
Tylko w pewnym momencie to straciło
wszelkie znaczenie. Usłyszałam jego krzyk; głos bardziej wyraźny, kontur
bardziej niknący. Przedarłam się przez wodę, z trudem łapiąc powietrze,
zapomniawszy nawet, że nie umiem pływać. Bałam się jak diabli. Ale nie o
siebie. O Maxiego.
Wyszło na to, że tylko sobie
żartował, a ja nie odzywałam się przez dwa dni. Bo nie. Nawet ten jego
rozbrajający uśmiech nie pomagał.
Nadal słyszę go bardzo wyraźnie. Po
przebudzeniu, zaśnięciu, w śnie – wtedy spotykamy się oboje. Z tym, że każdy
element jest jakiś niemrawy, zamazany, a gdy chcę chwycić go w piąstki i
obejrzeć dokładniej, ucieka, jakby w ogóle nie istniał.
Wolałabym niczego nie rozróżniać.
Patrzyłam na plątaninę kruchych wspomnień, wyławiając Go – Jego oczy, Jego
śmiech, Jego głos, Jego dotyk, Jego najbardziej prawdziwe „kocham cię”.
I ile bym dała, by zgubić się w
czasie, utonąć w bezpiecznych ramionach przeszłości, która nie ośmielała się
mnie krzywdzić. Jeszcze raz poznać ciepło Jego dłoni i spleść ją ze swoją – tym
jedynym najlepszym miejscu.
-Będzie
dobrze. Naprawdę.
-Wyjdź
– mówię w końcu, dłonie zaciskam pięści, jakby powstrzymując je przed
wymierzeniem sprawiedliwości komukolwiek. – Nie chcę z tobą rozmawiać.
-Ale
Naty, kochanie…
-Wyjdź!
Jej dłonie odrywają się od moich
pleców, a moja dusza ponownie rozpada się na kawałki. Turla się gdzieś pod
kredens, jedna ucieka przez okno, jakby wiedziały, że wcale nie pobiegnę ich
szukać.
Mama jeszcze chwilę podtrzymuje mnie
spojrzeniem, po czym wychodzi, zostawiając mnie samą z ciężkim powietrzem – go też
nienawidziłam. Jakby nie mogło zniknąć i pozbawić mnie życia. Sama nie mam
siły, by to zrobić.
A tam w Niebie ze mnie kpią, śmieją
się i wyzywają od nieudaczników, wciąż nie rozumiejąc, że przez pomyłkę wysłali
mi niewłaściwy scenariusz.
"Zdolność do zadawania bólu to największa siła miłości." ~ Stephen King
Jego
oczy przedzierały się przez różowe ramiączka jej sukienki, wciskały między
palce, odbijały z lekka stłumiony blask orzechowych tęczówek. Miał nadzieję, że
mimo wszechmocy, Bóg nie słyszy jego myśli i tych śmiesznych pragnień o
większym zbliżeniu. Że też musi być taki powierzchowny! A ona taka ładna, taka
ładna…
Właściwie
to wszystko nie miało sensu. Tak to podobno jest z zakochaniem: albo cały świat
przyprawia cię o zachwyt, albo o padaczkę. Oczywiście o żadnej miłości nie było
mowy: ona po prostu miała za ładne oczy, a on zbyt wyostrzone zmysły i
zdecydowanie tragiczny gust. Przejdzie mu. Od fatalnego zauroczenia jeszcze
nikt nie umarł.
Niech
piorun strzelił w tego, kto wymyślił piękne kobiety.
-… a wtedy Francesca powiedziała, że
jestem kochany. Tak mi się miło zrobiło!
-A zamiast czoła miałeś tęczę. Oszczędź
nam, panie Andersenie. – León smętnie spojrzał w kierunku niewielkiej grupki
dziewcząt, chichoczących na oddalonej ławce. – Boże. Jak ja mogłem zwrócić na
to uwagę?
-Kogo? Fran? Zginiesz!
-Ogarnij się, Marco. Nie tknąłbym
twojej świętości, jak ty to mówisz. Byłem z Violettą na spotkaniu.
-To się teraz nazywa randka.
-Jej ojciec chciał zamknąć mnie w
piwnicy. Bardzo romantycznie. Poza tym Viola cały czas gadała o swoim życiu,
pokazywała dyplomy z przedszkola: miała pierwsze miejsce w skoku w dal. A potem
oznajmiła, że jak już weźmiemy ślub, to będę chodził kibicować jej na inne
zawody. To uciekłem. I teraz mnie prześladuje – urwał, ujrzawszy szeroki
uśmiech Castillo, przybierającą właśnie typowo uwodzicielską pozę. – A teraz
sobie tak myślę, że nawet żelazko ma więcej wdzięku.
On
jeszcze nigdy nie był zakochany. Bo to coś, co każe mu pożerać Naty wzrokiem,
to tylko jakaś dziwna klątwa z nieba, nie ma o czym gadać. Serce nie
wyskakiwało mu z klatki piersiowej. Nie czuł motylków w brzuchu – coś mu tam
latało, ale jedynie podczas sprawdzianu z matematyki. Ale to chyba były
szerszenie.
Na
chwilę oderwawszy się od tych bajecznie pięknych… zupełnie zwyczajnych oczu
Naty, przypadkiem złowił nieśmiałe spojrzenie Camili. Odmachał jej, jednak
kiedy zalotnie zagryzła wargę, natychmiast zainteresował się błękitem nieba.
Byleby tylko uciec od tego niezręcznego momentu.
-Stary, ona cię podrywa!
-Nie sądzę, Marco.
-A ja tak – chłopak lekko postukał go w
plecy. – Idź do niej! Pójdę z tobą, bo tam jest Franka.
-A ja nigdzie nie pójdę, bo siedzi tam
ta od ojca mordercy. Radźcie sobie sami. – León rozsiadł się wygodniej,
olewając wygłodniały wzrok Vilu, która chyba nie zamierzała spocząć w bitwie o
miłość swojego życia. Szczerze współczuł Verdasowi.
Cami
szepnęła coś na ucho Francesce. Obie zachichotały. A co jeśli one wszystkie
myślą tak samo i Torres również podświadomie pchnęła ich do ołtarza? O nie.
Nigdy w życiu nie będzie oglądał z nią dyplomów za osiągnięcia sportowe. Nie
pójdzie w ślady Leóna.
-No idź do niej!
-A w życiu!
-Musisz! To przyjaciółka Fran.
-Francesca ma dziwne przyjaciółki.
-Popieram – mruknął León, leniwie
otwierając oczy. – Nigdy więcej dziewczyn.
-To co? Teraz będziesz gejem?
Zamyślił się na chwilę. – Nie. To może
inaczej. Nigdy więcej dziewczyn w tym etapie życia.
Maxi
pomyślał, że to samo zacytuje Marco, jednak gdy jego oczy ponownie wdarły się
gdzieś między ramiączka jej sukienki, stwierdził, iż to jednak bezsensu. Przejdzie
mu. Prawda? To tylko chwilowe. Jak zgaga. Zaraz zniknie, jak León z domu Violi.
Tak szybko…
Instynktownie
odgarnia spojrzenie na bok, tak by Marco nie przyłapał go na podziwianiu kogoś,
kto kompletnie odbiega od podświadomie narzuconych standardów, które nie
pozwalały zakochiwać się w Naty, a przyzwalały pałać miłością do Camili. Z tym,
że on był chyba jakiś niezgodny w systemie, bo gapił się i gapił. Jak idiota.
A
ona z sekundy na sekundę, stawała się coraz ładniejsza. Czy Bóg robi mu na
złość? Nie można wypięknieć przez miesiąc! Próbował kiedyś. Ilość ignorujących go
dziewcząt gwałtownie poszybowała do góry.
-No idź!
-Powiedziałem, że nie. Już siedemnasta –
stwierdził, rzucając okiem na zegarek (przez moment może popatrzeć na coś
innego). – Nie odpalają jeszcze fajerwerków?
-Przypomni mi ktoś, po co tu
przyszliśmy? Bo chyba nie podniecać się tymi kolorowymi pierdołami? – León spojrzał
w stronę Marco. – Naprawdę uważam, że mógłbyś łazić za Francescą sam.
-Mogłeś nie przychodzić!
-Miały być darmowe frytki, oszuście.
-Ale są za to piękne widoki!
-Nie osłabiaj mnie. Idę do domu.
W
związku z wprowadzeniem specjalnego programu, bla bla bla, zorganizowano coś w
rodzaju imprezy, gdzie oprócz zwęglonych ciastek Angie i wywaru ze zmielonych
kaloszy (czyt. sok, również autorstwa Angie), można było zobaczyć fajerwerki –
żadna atrakcja. Dla nich. Dziwnym trafem wszystkie dziewczyny przybiegły
oglądać tęczę tańczącą po granatowym niebie, a ich trójka znalazła się tu tylko
w celu towarzyszenia zakochanemu Marco. I frytek (León).
Naty
też przyszła. Razem ze swoimi oczami, włosami, hipnotyzującą twarzą i Ludmiłą. Szkoda,
że była taka wysoka. Zasłaniała mu ją. Bezczelna.
-Możesz się tak nie gapić? Co z tobą
nie tak?
Tak,
zdecydowanie miała piękną buzię.
Szczególnie
w takim przybliżeniu. Stała przed nim: obrażona, z skrzyżowanymi ramionami, a
on zamiast zacząć rozsądnie się tłumaczyć, wpatrywał się w nią oczarowany, a w
środku wszystko mu się rozpływało. Tylko serce cudem doprowadzone do ładu jakoś
stało w miejscu, chociaż biło za szybko. Stanowczo i niezaprzeczalnie za
szybko.
I
zanim zdążył otworzyć usta, by powitać ją czymś miłym lub po prostu na
poziomie, Marco dumnie wypiął klatę, wstawiając się przed niego.
-On się wcale na ciebie nie patrzy! Tylko
na Camilę!
Z
ławki doszły odgłosy wiwatów, z twarzy Naty rumieniec w kolorze dojrzałego
pomidora, a z jego ust jakieś niewyraźne bąknięcie, które miało być „Patrzyłem
się na ciebie, a Marco to frajer, nie rozmawiajmy z nim, jesteś piękna, a ja
wolny”.
-Wracaj do Ludmiły!
-Nie rozmawiam z tobą, ośle. –
Parsknęła tylko, ale jej twarzyczka wciąż miała tę uroczą, czerwoną barwę. Jednak
serce też postanowiło trochę poskakać. – Sorry, Maxi. W takim razie, już pójdę.
-A idź!
-Zamknij się, Marco – wydukał, co było
trudne, szczególnie, że wszystkie jego narządy tańczyły sambę. – Nie zwracaj na
niego uwagi.
-To wy się lubicie?!
-Tak – odpowiedział Maxi.
-Nie – odpowiedziała Naty.
A
potem oboje się zmieszali, a Marco przestał cokolwiek rozumieć, też wrócił do
zachwycania się Francescą. León już dawno stracił kontakt z rzeczywistością,
tak że można było uznać, iż zostali sami.
-Kiedy się znowu spotykamy? – Urwał,
siląc się na bardziej rzeczowy ton. – W sensie przygotowań… do piosenki… tak….
-Mam czas jutro. Po trzeciej?
-Okej. I nie przejmuj się Marco. On nie
wie co mówi. Popularna przypadłość. Nazywa się idiotyzm.
Nie
roześmiała się. Cholera.
-Pójdę już, Lu na mnie czeka.
-Chwila! – patrzy na niego spode łba. –
Myślę, że wyglądasz jak…
Niebo
się przed nim otwiera, czas na chwilę zastyga, noc otula niecodziennym dla
siebie ciepłem, jakby wiedziała, że teraz ma szansę. Bez żadnych żartów z internetu
i wszechwiedzącego Marco. Sam też umie coś zrobić, to oczywiste. Już on
udowodni temu światu, że wie jak satysfakcjonująco żyć.
-Wyglądasz jak Hagrid.
W
tym momencie fajerwerki dosięgły nieba, a głośny huk zmieszał z powietrzem. Nie
wiedział, czy to takie boże „jesteś idiotą”, czy zwykłe podkreślenie jego słów,
które wypłynęły w niewłaściwej formie i jak na złość, nie chciały wrócić z
powrotem.
Załóżmy
taki scenariusz. Podoba ci się dziewczyna. Ot tak, bez szczególnych rewelacji. Podchodzi
do ciebie. Z własnej woli! Masz niepowtarzalną okazję do działania. Rozumiesz
to wszystko, po czym przyrównujesz ją do ogromnego i włochatego faceta z „Harrego
Pottera”, bo jesteś kompletnym idiotą i nie wiesz, czemu życie lubi plątać ci
język.
-…
-To nie tak! Bardzo cię lubię!
Nie
usłyszała, gdyż kolejny fajerwerek rozświetlił tło nocy, tym samym wybuchając z
należytym hukiem. Tak to już bywa, że cały świat jest przeciwko tobie.
-Nienawidzę cię.
-Nie chciałem tego powiedzieć!
-Jesteś wstrętnym, pieprzonym…
Dziewczyn
nie należy krytykować ani próbować podrywać. W sumie dobrze, że w tym momencie fajerwerki
znów przeleciały po niebie, a wszelkie bajecznie wyszukane słowa nie dotarły do
niczyich uszów. Prócz jego. Prędko się nie pozbiera.
I
ogólnie to już mu się nie podobała.
Tyle,
że w sercu wciąż odbywał się pokaz fajerwerków.
"Jeszcze wtedy nie wiedziałam, że jestem w nim zakochana(...). Tylko po prostu nie mogłam przeżyć nawet kilka dni bez niego." ~ Małgorzata Musierowicz
Federico wrócił wcześniej. Przyszedł
roześmiany, z pięcioma siatkami, gazetą i optymizmem wypisanym w oczach, co
pozytywnie odpędzało ściągniętą twarz mojej mamy. Na całe szczęście nie padł
obok mnie i nie postanowił powiedzieć mi, że będzie dobrze.
Nie wierzę w takie słowa. Wierzę za
to w spojrzenia, które rzeczywiście mówią, że to prawda. Ale obecnie nie kierowałam
się niczym. Jedynie tym, że jak jeszcze trochę tu poleżę, to w końcu umrę i już
nigdy nie będę się niczym przejmować.
Powinnam wybudować sobie twierdzę.
Tylko ja będę miała do niej wstęp. Żaden człowiek nie wejdzie na moje
terytorium, a ja utopię się we własnych gruzach.
-Mam
coś dla ciebie.
-Przepustkę
do piekła?
-Pytałem,
ale w sklepie nie mieli. – Pogrzebał w znoszonym plecaku, miał go chyba od
czasów gimnazjum. Po chwili wyciągnął coś z triumfem. – Mleko czekoladowe! Jedyna
rzecz na świecie, która nigdy cię skrzywdzi. Tylko nie wyrzucaj go za okno, bo
będziesz zmuszona oddać mi dwa peso.
Właściwie byłam już spakowana do
trumny, pożegnałam się ze światem, ale patrząc na opakowanie mleka
czekoladowego w jego dłoni, uznałam, że dla niektórych rzeczy warto żyć.
Na stół trafiają także zielone
słomki (pasują do Kermita), żelki (Federico kupił dla siebie; w życiu nie
tknęłabym tego paskudztwa), ciastka, czekolada i jedenaście opakowań zupek
chińskich.
Dużo jadłam. Jakbym myślała, że nażarcie się do
granic możliwości uczyni mnie szczęśliwą i wyłoni sens z mojego życia. Nic
takiego się nie stało. I nie stanie. Tylko waga wskaże o parę kilogramów
smutnego człowieka więcej.
Usadowił się koło mnie, troskliwie objął
ramieniem, a ja dziękowałam, że wśród wszystkich diabłów, jest jeden Federico o
wiecznie roześmianych oczach. Nawet kiedy był smutny, one i tak obdarowały mnie
jednym z najpiękniejszych uśmiechów na świecie.
Ale to i tak nie był Ten uśmiech…
-Tęsknię za nim. I cholernie denerwuję mnie to, że mam pojęcia, czy kiedykolwiek zobaczę
jego uśmiech. Dlaczego Bóg zabrał go, a mnie zostawił? Mieliśmy takie same
szanse, a to ja jestem tutaj. Wcale nie chcę tu być. Nie chcę, Federico. Nie
chcę…
-On
nie odszedł, Naty. Nie odejdzie, póki będziesz o nim pamiętać.
-Ale
go tu nie ma.
-Skąd
możesz to wiedzieć? Może właśnie stoi nad nami i zastanawia się, jaki to łomot
mi spuści, gdy mnie również pożrą niebiosa, bo tylko on ma prawo przytulać
Natalię Ponte.
-Wciąż
żałosną Perdido.
-Liczą
się fakty, nie?
Właśnie. Szkoda tylko, że
wiedzieliśmy o tym tylko ja i on. Czasami świat powinien pytać się ludzi o
rady, a nie po omacku majsterkować z życiem.
-Jestem
przy tobie. Możesz płakać.
-Nie
mów tak. Ciebie też mogą zabrać…
-A
niebo w każdej chwili może runąć nam na głowę, ogień zająć całą przestrzeń, ale
żaden żywioł nie wkradnie się pomiędzy uczucia i nie zniszczy ich mocy. A nawet
gdyby był teraz koniec świata, to i tak zostałbym twoim przyjacielem.
Tak.
To bez wątpienia był koniec świata.
-Ludzie
odchodzą.
-To
nie traktuj mnie jak człowieka. Mogę być twoim nowym Aniołem Stróżem, bo na
tego starego chyba jesteś zła. Okej?
Przytaknęłam. Zawsze wierzyłam w anioły. Tak samo
mocno jak w wieczność, której figlarnego uśmiechu nie zastawałam po
przebudzeniu.
Zajmę sobie <3
OdpowiedzUsuńZajmuję słońce <33
OdpowiedzUsuńMlecyk Mlecyk jest tu dzięki mnie ! Ha ! To ja jej powiedziałam, że czytam Twoje cuda a ona tu zajrzała. Komu dziękować ? Mi ! Nie no żart. I tak nasz tylu czytelników, że normalnie SZOK !
UsuńNie rozumiem jak Ty tak dojrzale to piszesz.
Tak genialnie. Poetycko no i po prostu o życiu.
Prawdziwym życiu.
Jak to jest stracić najważniejszą osobę w życiu.
na szczęście nie doświadczyłam tego uczucia, ale wiem jak to jest byc zakochanym, a druga połówka nie odwzajemnia naszego uczucia. Chciałabym mieć taką kochaną osobe jak Maxi. Opiekuńczą, troskliwą...
Taką tylko dla mnie.
Marzenia...
Wiesz, że to jest piękne ?
Wiesz, że Cię kocham ? <3
Jesteś...cudowna ..♥
"-To nie traktuj mnie jak człowieka. Mogę być twoim nowym Aniołem Stróżem, bo na tego starego chyba jesteś zła. Okej? "
Geniuszka.
Aż się popłakałam..
Całuję, twoja fanka Stevie ♥
Boski boski boski boski:-*
OdpowiedzUsuńWeszłam na tego bloga przypadkiem i nie żałuję :-*
Masz nową czytelniczkę.
Czekam na next.
Zapraszam do mnie--->leonettaaq.blogspot.com
Wrócę <3
OdpowiedzUsuń( oryginalnie, wiem :>)
Już jestem! ( później nie można było?)
UsuńŁał, ten tydzień był intensywny, ale wreszcie znalazłam chwilę na nadrobienie bloggerowych lektur i naskrobanie kilku komentarzy.
Wiesz co tak bardzo lubię w tym blogu? Jest oryginalny, inny po prostu. Nie ma tu wesołej sielanki, ani typowych dla niektórych "fioletowych historii". Tu jest tak, no nie wiem, prawdziwie? Ciekawie? To chyba odpowiednie określenia. Czytamy o Natalii i o tym jak ciężko jest jej po śmierci ukochanego, ale w tym samym momencie poznajemy ich historię, historie Naxi ( ale poetycznie to zabrzmiało, tylko w mojej głowie oczywiście)
Wróćmy jednak do rozdziału. Czyli cierpienia Natalii ciąg dalszy. Che być sama, a jednocześnie nie znosi bycia samotną. Nie dziwię się, chyba nikt nie lubi tego uczucia. I najgorsze jest to, że nikt nie potrafi jej zrozumieć, pomóc. Ani przyjaciele, ani rodzina. Bo nikt nie zwróci jej ukochanego, a tego przecież pragnie najbardziej na świecie.
A retrospekcje? Zabawne, śmieszne. Taki kontrast to smutnej, szarej rzeczywistości w której żyła tamta Natalka. Cofamy się do czasów szkoły średniej ( w sumie tym było to "Studio", prawda?) i poznajemy codzienność zwykłych, najnormalniejszych w świecie nastolatków. Nie ma tu żadnych niepotrzebnych u dziwień. Porównanie Natalii do Hagrida? Co jak co, ale niestety Maxi nie należał do mistrzów podrywu. No, ale przecież Natka w końcu pokochała go całego, nawet z tymi niedoskonałościami.
I to mi się bardzo podoba. To poznawanie historii Natalii i Maxiego, tego jak się poznali, jak ewoluował ich związek. I dlatego to jest takie strasznie wciągające. I piękne. Bo tego, że masz piękny styl naprawdę nie da się ukryć. Kłaniam się niziutko!
I kończę, bo szczerze mówiąc nie wiem co więcej powiedzieć ( napisać?). Gdybym mogła, to dostałabyś moje osobiste owacje na stojąco. Tak, niezbyt to fajna nagroda, ale jednak. Liczą się chęci, prawda?
Pozdrawiam serdecznie! :)
Wrócę kochanie, gdy tylko w mój harmonogram wkradną się jakieś wolne minutki!! I skomentuję jakoś sensownie, bo wena jest po prostu żałosna -,-
OdpowiedzUsuńNo i jestem, ale późno. Menda ze mnie :(
UsuńJestem okropna.
Jestem żałosna.
I właśnie przynudzam nanananana...
Dobra, wróćmy. Przed chwilą skomentowałaś Myszo mój urodzinkowy one shot i mam ochotę Cię zabić. Bo jesteś takim moim małym kochanym promyczkiem i aż świecisz tym talentem, czy jakoś tak chciałam napisać. Wybacz, dzisiaj życie jest męczące :(
Dobra, wrócę, bo znowu się zapędzam. Rozdzialik nanananananana <3 Jezu, za dużo lodów, zmroziły mi mózg. Dobra (lubię to słowo, jest takie... dobre) + mi też ZIIIIIMNO, ale raczej preferuję kocyki <3
Dobra, muszę ogarnąć temat, bo zaraz napiszę Ci tu dłuuugą debatę na temat kocyków. Rozdział jak zwykle świetny. Najbardziej podoba mi się ostatnia część z Federico. I wiesz co? Też by mi się przydał nowy Anioł Stróż, mój stary to jest totalna żenada. Zostaniesz moim Aniołkiem Stróżem? Takim z białymi skrzydełkami, ślicznymi oczętami i uśmieszkiem na pół twarzy? Jejku, przecież Ty już jesteś Aniołkiem, tyle, że nie moim -,- *smuteczek emanuje*
Wiesz co? Troszeczkę rozumiem mamę Natalki. Nigdy nie wiem co powiedzieć w podobnych sytuacjach (trochę mniej drastycznych, ale równie bolesnych). Mój kolega ostatnio został porzucony przez swoją (jak on to ujął?) "nadzieję", bo jego aniołek go rzucił. I płakał prawie, a ja sobie siedziałam z boku i głaskałam go po główce, bo nic innego nie umiem robić. Nie jestem najlepsza w pocieszaniu, nie lubię tego. I nie lubię jak mnie pocieszają, ale to już inny temat na co najmniej stronnicową rozprawkę. Więc teraz, podejmując wątek, pogłaszczę Natalce po główce, żeby jej było lepiej (jemu było) i Ciebie, Aciu, też pogłaszczę w ramach wdzięczności. Za to, że mogłam przeczytać takie cudo, które daje nadzieję (duuuużo nadziei i chęci, i weny) i na duchu podnosi.
Tylko nie rozumiem, jak takie piękne stworzenie można do Hagrida porównać? Skąd mu się to wzięło? Aj, Maxi, tak dziewczyny nie zdobędziesz. Jezu, przecież nie żyjesz *płacze cicho w kąciku*. Maxi, wróć bufonie z pięknymi włosami (staram się pomijać słowo "fajnie"). Nie no, ale serio, skąd mu się to wzięło? Baranie ty!!!!!!! Grrrrrrrrr... :P
Dobra, kończę, bo Ci tu znowu napiszę dwieście pięćdziesiąt razy jak to ja Cię kocham, trzysta razy "Dobra" i dwadzieścia siedem razy "Cóż". No, zapomniałam o "A więc..." Dobra (:>) muszę to znowu napisać, ale bardzo bardzo bardzo moooooooocccccccccnnnnnnnoooo Cię kocham i zawsze będę i przeczytam nawet blog o Gregorio i Jackie, jeżeli będzie Twojego autorstwa. Nie no, takie głupoty tylko mi wpadają.
Zgodzę się z Zuzią "... pisz dalej tak, jak piszesz - najpiękniej na świecie" i z tym o Aniołkach, ale wiesz, że jesteś Aniołkiem, więc co Ci tu będę pisać.
Kocham Cię z dnia na dzień coraz mocniej!
Twoja mała karykatura czytelnika, Ania <3
Dlaczego nie skomentowałam Kermita? Hańba mi. Nakrzycz na mnie czy coś, okej? Może wreszcie zdołam się ogarnąć i ruszyć swój leniwy tyłek, bo zaniedbuję wszystko tak, że aż strach.
OdpowiedzUsuńCo do tego rozdziału, to... Ech. Moja samoocena sięga poziomu -3224324, dziękuję bardzo. Mam dwa wyjścia - albo standardowo załamywać się nad sobą i nad tym, jak bardzo ci zazdroszczę - tego stylu, tego wszystkiego. Albo, wyjście numer dwa - mogę zacząć cię wychwalać pod niebiosa, co i tak należałoby zrobić. No i ten. Myślę nad czymś kreatywnym, brak mi słów. Jak zwykle.
W sumie mówię to chyba za każdym razem.
Nawiązując do Hagrida - jestem przerażona. Skoro takie teksty padają z ust zakochanej osoby, to ja nie chcę wiedzieć, co do mnie czuje mój brat. No, jakbym go słyszała - taka złośliwa bestia, nieco wyższa od Bufona i może ładniejsza, ale tekst ten sam.
Miło słyszeć coś takiego, zaraz człowiek się lepiej czuje, przyrównany do wielkiej kupy futra.
O czym to ja.
Początek znowu chwyta za serce. Cierpienie Natki już chyba w nią wrosło, wprowadziło się do niej jak ten pan Dług w reklamie jakiegoś banku. Dostała ból w gratisie do śmierci i męczy się z nim, biedna, a pomocy znikąd. Niby są jakieś tam przebłyski, niby jest kochana obecność Lary i Fede, ale to nie to samo. Nic nie da się do tego porównać. Nawet gdyby kiedyś, jakimś cudem miłość znów zapukała do jej drzwi, to już nie będzie to samo. Tak bardzo kocha się tylko raz.
Mamusia tylko pogarsza sprawę. Typowe. Ale tu "chcieć" nie znaczy "móc", bo nawet jeśli bardzo stara się zrozumieć córkę - nie umie. Tak w zasadzie to chyba nikt zrozumieć nie potrafi, nawet Fede. W jakiejś części tak. Ale nie do końca.
Co ja ci, Aniołku, mogę więcej powiedzieć? Za każdym razem jak pojawia się coś od ciebie, cieszę się jak głupia. Kij z lekturą, kij z nauką, twój rozdział jest ważniejszy. A przecież do każdego wracam po kilka razy, bo jednokrotne przeczytanie mi nie wystarcza. Muszę przyjrzeć się każdej kropce, wbić sobie do głowy każdy akapit, pochłonąć jak najwięcej pięknych słów. Może w ten sposób nauczę się, jak pisać tak niesamowicie? (Kogo ja chcę oszukać... twój styl jest niepowtarzalny. Jak ty.) W każdym razie nieustannie trwam w zachwycie. Od bardzo dawna już.
Więc proszę cię, pisz dalej tak, jak piszesz - najpiękniej na świecie. Żebym mogła nadal wierzyć, że anioły też zstępują na ziemię i kryją się w ludziach pod postacią talentu.
Tylko nie odfruwaj. Byłoby szkoda.
Kocham cię. <3
Zajmuję :)
OdpowiedzUsuń